czwartek, 4 października 2012

co mnie wkurwia - blogerki modowe

Tytuł może i brzmi trochę dwuznacznie, ale zaraz wszystko wyjaśnię.

Blogi modowe przeglądam już od kilku ładnych lat, są to blogi bardziej znane i te mniej znane, polskie jak i zagraniczne, vintage'owe, napakowane nowinkami, nadchodzącymi trendami, gadżeciarskie, buciarskie czy po prostu z ładnymi paniami w ładnych sukienkach. Uważam, że prowadzenie własnego bloga w sposób ciągły, jednoznaczny i podążanie jedną wybraną ścieżką pomimo krytyki jaką internetowy półświatek wylewa często na blogerki bez powodu, dla jaj i połechtania własnego ego jest godny szacunku. Lubię ludzi którzy mają swojego bzika, robią co robią i się tego nie wstydzą. Uwielbiam ludzi, którzy nie są jak chorągiewka na wietrze i zmieniają stanowisko za każdym razem, kiedy ktoś im coś zarzuci. Popełnianie błędów jest rzeczą ludzką, a błędy są fajne, bo jednak czegoś nas uczą, ale nie zniosę kilku spraw, które w ostatnim czasie wychodzą często na jaw. 

#1.
Jak zdjęcia to tylko szpileczki. Zauważyłyście może jak większość blogerek pięknie wygina swoje smukłe ciała na 12cm obcasach na tzw "kocich łbach"? Taaaa, takiego wała jak Polska cała. Często na zdjęciach z backstage'a widać, że same Panie chodzą w balerinach, ale do zdjęć zakładają szpilki. Po co to ja się pytam?! Skoro na takiej nawierzchni wręcz niemożliwym jest chodzenie na szpilce to po jaką cholerę wmawiacie nam, że tak "przecież to możliwe, tylko trzeba umieć chodzić w obcasach". Nie umiem chodzić na szpilkach o średnicy mniejszej niż 1cm, a tym bardziej po kocich łbach, ale widząc takie zdjęcia zastanawiam się czy one nie lewitują jakieś 2mm nad ziemią i jest to złudzenie optyczne czy mam po prostu omamy wzrokowe.

#2.
Recenzje produkty zawsze są w 100% obiektywne. Yeaahhh, right. Bycie blogerem niesie za sobą kilka plusów. Jednym z nich na pewno są produkty do testowania, gama jest szeroko i tak naprawdę może zacząć się na tamponach i kremie do twarzy, a skończyć na szampanie za 1000zł za butelkę, lotach samolotami, zagranicznymi wojażami czy testowaniem auta. Ale coś za coś często firmy dające "testery" liczą jedynie na pozytywne komentarze od blogerek, no bo przecież dla niej to tylko jeden post, dostanie darmowe produkty, plus może jakąś premię, a dla firmy to tzw. "marketing szeptany". Cicha reklama. Ładnie rzecz wypłynęła na Beauty Blenderze, gdzie PRowiec firmy strzelił sobie w stopę i w mailu poinformował, że firmę interesują tylko pozytywne recenzję. Na szczęście Fashionelka postawiła sprawę jasno i chwała jej za to, bo nie lubię być robiona w c*ja, i chyba nikt nie lubi. Więc moje drogie "sprzedajne" blogerki, jeśli pamiętacie skąd się wywodzicie to nie okłamujcie swoich czytelników, dzięki którym się wybiłyście, bo sprzedawanie się za słoik kremu czy ubrania to gorzej niż pani stojąca przy lesie. 

#3.
Zaczynanie od dupy strony. Wiele dziewczyn zaczynało blogowanie z pasji, chęci podzielenia się swoimi stylizacjami, chęcią doścignięcia najnowszych trendów, chęcią podzielenia się swoimi przemyśleniami, pomysłami i radami. Dziewczyny podglądały koleżanki z zachodu i robiły to co one blogowały dla samego blogowania. Potem dopiero po latach - tak tyle to trwa - wkładania serca w swoje projekty zaczęły mieć propozycję współpracy z różnymi markami, propozycję promowania rożnych produktów, dostawały zaproszenia na różne eventy. Nic nie dzieję się "over night" jak to mówią Anglicy, ale coraz częściej można znaleźć w sieci blogi, które chcą się wybić tylko dla tych produktów, dodatków, ciuchów. Nie mają ani pomysłu na siebie, ani chęci czy potrzeby, po prostu jest nie pohamowana potrzeba posiadania. I tu powracam do punku drugiego. Część z blogerek "dla szmalu" zareklamuję u siebie wszystko, nawet karmę dla psa, czy środki czystości jeśli będzie trzeba.  Lame. 

#4.
Biedne studentki w ładnych ciuchach. Sama jestem studentką, kobietą i lubię ładne rzeczy. Od 17 roku życia utrzymuję się w dużej mierze sama, a już za czasów liceum, na długo przed 18stą na wszelkiego rodzaju wyjazdy, imprezy czy własne wydatki musiałam zarobić sama. Nie było to spowodowane biedą czy skąpstwem moich rodziców, lecz pokazaniem, że pieniądze nie rosną na drzewach i, że tylko ciężką pracą można dojść do pewnych rzeczy. I tak jadąc na wakacje, szukałam wcześniej pracy by mieć za co na nie pojechać, chcąc iść na koncert dorabiałam wieczorami jako kelnerka, chciałam nową sukienkę - udzieliłam korków. Oczywiście, że na widok prezentu od rodziców kąciku ust szły mi w górę, ale jak widzę te wszystkie piękne studentki psychologii, socjologii czy innego bardzo poczytnego kierunku to mnie szlak trafia. Dwadzieścia parę lat, własne mieszkanie, studia dzienne, tu pokazują jaka ładną lodówkę mają, jaką kawusię piją w pięknym i sterylnie czystym mieszkanku, bla, bla, bla. Dla jasności - każdy rodzic chce dla swego dziecka jak najlepiej i nie wiedzę nic złego w otrzymaniu od rodzicieli mieszkania, pomocy czy pieniędzy, zresztą kto by nie chciał, ale na miłość boską i pieska Leszka, nie udawajcie, że w wieku 20 lat dorobiłyście się tego co nie jedne małżeństwo 30latków dopiero będzie miało.Bo niby jak Ty 20latka na studiach dziennych, niepracująca, pijąca kawę w starbuksie za 10zł za kubek bierzesz na to wszystko pieniądze? Nie oszukujmy się. Jeśli zawdzięczacie rodzicom szczęście i dobrobyt to się cieszcie, że macie takich wspaniałomyślnych rodziców, którzy mogą wam takie uciechy zafundować, a nie pierdolicie, że do wszystkiego co macie doszłyście same. (Nie mówię tu o tym co "zarobiłyście" poprzez blogowanie, bo tylko mały odsetek dziewczyn może spłacać kredyt za mieszkanie blogowanie i są to raczej dziewczyny z górnej półki, które do tego co mają dochodziły latami).


Też byłam na studiach dziennych, ale utrzymywałam się sama! Rodzice płacili jedynie czesne w szkole, mieszkanie i wydatki własne były na mojej głowie, więc wiem, że ładnie trzeba się nalatać by być na dziennych i pracować w międzyczasie. I jakbyś nagle miała wydawać codziennie 10zł na kawę na wynos, co jest więcej niż za godzinę Twojej pracy to nie wiem czy często byś się raczyła takimi rarytasami.

#5.
Błędy. Kiedyś na wiocha.pl znalazłam zdjęcie jednej z czołowych polskich bloggerek i znalazła się tam zasłużenie, bo zakładanie grubych skarpet do wysokich sandałków to wieś, bez znaczenia co na to świat mody to wieś i wsią pozostanie. Zdzierżę jeszcze ładne skarpetki, ale nie grube jak na jesień skarpety, no proszę... Każdy popełnia błędy, ma wpadki i ok, ale ważne jak z tego wychodzimy. Po znalezieniu zdjęcia, umieściłam link na fejsie dziewczyny by może sama powiedziała "No tak, gafa" albo "nie, mi się to podoba, to jest modne" cokolwiek, ale co ona zrobiła w tym momencie? Usunęła linka. Przecież to absurd. Skoro nie jest dumna z tego co zrobiła to po pierwsze czemu zamieściła te zdjęcie w sieci, przecież musi być świadoma tego, że każde zdjęcie jakie trafia do internetu zostaję tam na zawsze, po drugie czemu ni powiedziała w prost "Ale walnęłam". Nie lepiej udawać, że zdarzenie nie miało miejsca, ona jest czysta przeźroczysta i nigdy nie ma wpadek. Kolejne robienie z człowieka debila.

A teraz do wszystkich blogujących, którzy robią to z pasję, sercem, a nie głową, tym bardziej nie dupą, dużo szczęśliwych lat w cyberprzestrzeni i milionów czytelników na całym świecie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz