sobota, 21 kwietnia 2012

Zdrowe jedzenie jest na co dzień, ale weekendami lubię zamówić z B kebaba, pizzę lub wziąć od niego z pracy sushi.

Moim niekwestionowanym numerem jeden jest zamieszczona na obrazku krewetka w tempurze z boczkiem zawijana w tamago (swego rodzaju pyszny japoński omlet). Tak naprawdę jedyne sushi jakie jem to w tamago. Jakoś nie lubię zapachu nori, zalatuje mi zgniłą sałatą. Jak widać nie jestem koneserem sushi, bo surowa ryba - poza węgorzem - też mi nie podchodzi. Ogólnie wyznaję zasadę, że jak ma być już coś surowe to ma to być tatar. Taki dobry z ogóreczkami kiszonymi, cebulką, żółtkiem i Magi! Koniecznie do mięsa trzeba dodać Maggi.

źródło {klik}
Co do pizzy - niestety jestem jej fanką, mogłabym ją jeść kilka razy w tygodniu, ale moją ulubioną jest ta z Da Grasso. Salami, zielone oliwki, jalapeno.

źródło {klik}     
Nie umiem żyć bez chilli. Suszone, świeże, marynowane w zalewie octowej, na tostach, na pizzy, w sosie, z warzywami, do marynaty, do mięs. Zawsze i wszędzie, no może poza serkiem wiejskim i Danio. 

I ostatni punkt programu - kebab. W Warszawie smakuję mi tylko jeden - Amrit, a dokładniej pita z serem, "baraniną" - nie oszukujmy się, te mięso baraniny nawet na oczy nie widziało - z mieszanym sosem.

 Omomomomom.

Gdyby nie trening z Ewą prawdopodobnie moje fotki z wakacji 2012 wyglądałyby tak



 

2 komentarze:

  1. zawsze myslalam, ze tamago to jajko, a tamagoyaki to omlet :D ale moja nauka japonskiego skonczyla sie na "mam na imie Magda, bardzo mi milo"
    W kazdym razie sushi lubie tylko takie, co sama zrobie z przyjaciolmi przy wodce. Moze wlasnie przez ta wodke robi sie takie pyszne ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. wódka do sushi jest mega! soplica orzechowa wchodzi jak ta lala :)

    OdpowiedzUsuń