W ostatnim czasie mój organizm bardzo źle reaguję na upały, nadmiar pracy, zmiany pogodowe i ciągłą duchotę. Serce mi wali, mam nerwobóle, skurczę, mogę spać cały dzień, co nigdy mi się nie zdarzało, drzemki w ciągu dnia były raczej domeną zimy, kiedy to wracałam z uczelni i odsypiałam noc by się uczyć, pomimo przespanych 8-9 godzin rano wstaję niewyspana, zmęczona z worami jak stąd do Krakowa, mam kolkę po przejściu małych dystansów, a nie mam jej gdy biegam 2-3km czy ćwiczę z Ewą. Dlatego od pewnego czasu wprowadzam RESET do mojego życia, które od kilku miesięcy stało się bardzo stresujące ze względu na liczne problemy, których nie jestem częścią, ale w pewnym stopniu dotyczą mnie, mojej przyszłości, życia rodzinnego i tego, że muszę zapierdalać na swoje, bo nie wiem co przyniesie dzień następny.
Staram się odżywiać zdrowo, czyli 5 posiłków dziennie, jak najmniej przetworzonych, dużo warzyw i owoców, pełnowartościowych produktów, ciemne pieczywo, świeże soki, ryby zamiast mięsa, oliwa zamiast oleju, syrop z agawy zamiast białego cukru, orzechy, pestki słonecznika, migdały jako przekąski, dużo wody, dziennie wypijam czasem do 4,5l, zielona i czerwona herbata do śniadania by dać kopa mojemu metabolizmowi na rozpęd, unikam alkoholu, choć nie odmówię wypadu z koleżanką na piwo, czy lampki wina z moim ukochanym na balkonie.
Moje życie zaczęło się zmieniać.
Rzuciłam palenie, i choć wciąż uważam, że jest to jedna z fajniejszych aktywności towarzyskich jakie mogą być, nie palę. Papierosy po 9 latach obrzydły mi do tego stopnia, że gdy ostatnio mając najgorszy dzień roku A.D. 2012 poprosiłam kumpele z pracy o jednego fajka, bo miałam wrażenie że eksploduję jak nie zapalę, wyszłam wsadziłam papierosa do ust odpaliłam zapalniczkę i... nie byłam w stanie podpalić papierosa. Mój mózg traktował go jak coś wynaturzonego do tego stopnia, że ręce odmówiły podpalenia. I tak stałam w bramie nie mogąc zapalić fajka i doszło do mnie, że po 4 miesiącach i 9 dniach mogę śmiało mówić, że rzuciłam palenie.
Kiedyś moja aktywność fizyczna ograniczała się do basenu od czasu do czasu i w-f w czasach liceum. Teraz jestem trochę bardziej pro-sport. Jak rano nie mogę spać to idę biegać, codziennie chodzę piechotą 40minut do pracy, no nie codziennie, a 5 razy w tygodniu ;) Staram się w tygodniu robić minimum czyli 3 treningi "skalpela" Ewy, ale czasem kończę na 2, a czasem zrobię 6, bo jestem w lepszej formię. Od przyszłego miesiąca zaczynamy jeszcze z moim chłopakiem chodzić na siłownię, którą mamy pod samym domem, w linii prostej jakieś 100m, a która jest otwarta 24h/dobę i nie będziemy mieli wymówki, że za późno, za daleko, bla, bla bla.
Poza zmianami dla ciała wprowadziłam zmiany duchowe, jak trywialnie by to nie brzmiało.
Nie lubię pościgu za dobrami materialnymi. Nie chce czuć się gorsza, że nie mam takich butów, nie jeżdżę na takie wakacje, nie jadam w takich restauracjach, nie piję drogich win, nie chodzę w takie miejsca, nie mam masy znajomych z którymi chodzę na wyjebane w kosmos melanże. Dla mnie ważniejsza jest jakoś życia niż ilość. Rzadko kiedy kupuję sobie ciuchy w normalnych sklepach, bo zazwyczaj są dla mnie za drogie, nie dam za kawałek szmaty 120zł, a jak już kupuję to zazwyczaj są to rzeczy na długi czas, jak moja kurtka zimowa, którą kupiłam 9 lat temu, za 230zł w Reporterze, poza wymienianym 3 razy zamkiem wygląda zajebiście i przeżyłam w niej wiele olsztyńskich zim -30'C. Nie byłam nigdy na zagranicznych wakacjach na Krecie, w Grecji czy innej Turcji, bo mnie nie stać, poza tym wolę jechać na mazury. Do restauracji chodzimy rzadko, raczej na rocznice, urodziny czy walentynki, ale nie widzę nic złego w mojej ukochanej pizzy z DG, kebabie na cienkim, a sushi zaczęłam jeść dopiero 6 miesięcy temu, kiedy to B. zaczął pracę i przywozi do domu moją ukochaną krewetkę w tempurze.
Zamiast wydawać pieniądze na szmaty, które kupuję na lumpie za 1/10 ceny wydaję je na książki, które kocham czytać, i od stycznia przeczytałam ich więcej niż kiedykolwiek wcześniej, na lepsze kosmetyki do pielęgnacji, na spełnianie marzeń, na sprawianie drobnych przyjemności moim najbliższym, na lepsze jedzenie.
Nie zgadzam się na bylejakość.
Nie chcę jej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz